niedziela, 1 września 2013

1. Przygotowania

Lily obudził jakiś dziwny, znajomy dla jej uszu dźwięk. Kiedy po pięciu minutach już całkowicie się rozbudziła, zerwała się nagle na równe nogi, bo dotarło do niej, że ów odgłos to pohukiwanie sowy za oknem. Szybko otworzyła je, a do jej pokoju wleciała średniej wielkości sowa o pięknym, kasztanowym upierzeniu. Od razu ją rozpoznała. To zwierzątko jej przyjaciółki, Dorcas. Pospiesznie odwiązała liścik od Rosie, odpieczętowała i przeczytała.

Droga Lily!

Jak tam w domu? Wszystko jest w porządku? Mam nadzieją, że tak. U mnie również wszystko dobrze. Piszę do Ciebie z pytaniem, które dręczy mnie od dawna. Dlaczego nie chcesz jechać do Jamesa? Czemu nie dasz mu szansy? Wszyscy huncwoci tam będą. Ja, Ann i Susan też jedziemy. Proszę, pojedź tam chociaż dla mnie. Przemyśl to i prześlij szybko odpowiedź na odwrocie kartki. 

PS. Jeśli się zgadzasz, przyjdź do Jamesa o drugiej po południu, siedemnastego sierpnia.   

Pozdrawiam, Dorcas

Zamurowało ją. Wcale nie chciała jechać do Pottera. Ale skoro wszyscy tam będą, a ona ciągle narzeka mamie, że się nudzi i nie ma żadnych przyjaciół w okolicy Doliny Godryka (nie licząc Pottera, oczywiście).
Dziwiąc się sama sobie, wzięła list, odwróciła go i naskrobała na pergaminie:

Kochana Dorcas!

Nie wiem, jak Ci się udało mnie do tego namówić, ale zgadzam się. Napisz do Pottera.

Pozdrawiam, Lily.     

Przywiązała list do nóżki Rosie, a ta natychmiast wyleciała przez okno i poleciała do właścicielki. Lily jeszcze parę minut gapiła się w okno, ale z zamyślenia wyrwał ją głos matki:
- Lily! Chodź na śniadanie!
- Dobrze, mamo! - odkrzyknęła ruda.
Lily ubrała się w pośpiechu i zeszła do kuchni. Kiedy tylko znalazła się na dole, poczuła piękny zapach.
- Mm... Co tak pachnie, mamo?
- Gotuję obiad. To kurczak curry.
- Obiad? Tak wcześnie?
- Córeczko, jest już wpół do dwunastej. Wołałam cię wcześniej, ale nie odpowiadałaś. Poszłam więc na górę i zobaczyłam, że śpisz i nie chciałam cię budzić. Skosztujesz?
- Z przyjemnością. - odpowiedziała Lily, uśmiechając się już na samą myśl o tym. Jej mama wyśmienicie gotuje.
Evans wyjęła łyżkę z szuflady, podeszła do rondla i zanurzyła ją w nim.
- Uważaj, bo gorące! - upomniała ją mama.
- Wiem, wiem... - powiedziała Ruda, patrząc wymownie w sufit.
Powoli włożyła łyżkę do ust i rozkoszowała się talentem swojej matki.
- Mamo, to jest wyśmienite! - krzyknęła radośnie.
- Dziękuję, Lily - powiedziała, odwzajemniając uśmiech córki. - Tata dzisiaj później wróci z pracy. Ma nadgodziny - oznajmiła rudej.
- Znowu? - zmartwiła się Lily. - To niesprawiedliwe! - oburzyła się Evans. - Wczoraj też je miał!
- Tak, wiem - powiedziała cierpliwie - ale niedługo będzie miał urlop.
- To dobrze. Odpocznie trochę. Co dzisiaj na śniadanie?
- Jajecznica. Odgrzewana pięć razy, z powodu naszej śpiącej królewny...
- Mamo! - zdenerwowała się Lily. - Nie mów tak do mnie! Ile razy mam ci mówić, mam już szesnaście lat!
- Ale dla mnie zawsze będziesz małą księżniczką.
- Dobra, dobra, daj mi już tą jajecznicę... - powiedziała, po raz drugi spoglądając w sufit.
- Jest w mikrofalówce - odpowiedziała mama.
Lily wzięła talerz z jajecznicą. Usiadła przy stole i zaczęła jeść.
Po pewnym czasie jedzenia przypomniała sobie o Potterze.
- Mamo... - zaczęła niepewnie Ruda.
- Tak?
- Bo... Dorcas, Ann, Susan, Remus i Peter jadą jutro do Pottera i Syriusza na dwa tygodnie. Dorcas namówiła mnie, żebym ja też pojechała. Jeżeli nie chcesz, to oczywiście nie poja... - zaczęła z nadzieją w głosie, ale Mary jej przerwała.
- Och, to cudownie! Nareszcie, przez całe wakacje mówiłaś ciągle, że ci się nudzi, a teraz masz okazję gdzieś pojechać!
- Dzięki, mamo - bąknęła Ruda, przeżuwając ostatni kęs jajecznicy. - Idę na górę się spakować. Wrócę w przeddzień wyjazdu do Hogwartu, żeby spakować kufer.
Evans poszła więc do swojego pokoju i zaczęła wkładać niezbędne rzeczy do wielkiej, czarnej torby.


                                                    *  *  *


Leżał na łóżku, rozmyślając, czy Lily zgodzi się na przyjazd do niego. Poprosił wcześniej Dorcas, przez sowią pocztę, żeby spróbowała ją do tego namówić. Czy jej się udało? Może już wysłała sowę? A może Lily w ogóle nic nie odpisała?
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk pukania w okno. Domyślił się, że to jego puchacz, Zeus. Pełen nadziei, zerwał się na równe nogi i podbiegł do okna. Otworzył je i do jego pokoju wleciała piękna, biała sowa. Do jej nóżki był przyczepiony zwitek pergaminu. Odwiązał go pośpiesznie i przeczytał:

James!

Udało się! Lily się zgodziła! Powiedziała, że przyjdzie do Ciebie jutro po południu! Bardzo się cieszę, że mi się udało. Nie odpisuj. Pozdrów Syriusza!

Pozdrawiam, Dorcas.

- Syriusz! - zawołał, nie wierząc w swoje szczęście.
Nie usłyszał odpowiedzi, więc zawołał jeszcze raz.
- SYRIUSZ! - ryknął.
Po chwili zjawił się Łapa, zadyszany z różdżką w ręku.
- Co jest? Co się dzieje? Ktoś jest ranny?
- Dorcas odpisała! - krzyknął uradowany.
Syriusz spojrzał wymownie w sufit.
- Cieszę się, Rogasiu, ale nie musisz się tak wydzierać. Co napisała? - zapytał zaciekawiony.
- Napisała, że Lily się zgodziła!
- Cudownie!
- A, i jeszcze cię pozdrawia - powiedział lekceważąco.
Na twarzy jego przyjaciela pojawił się huncwocki uśmiech. Po chwili wybuchnęli głośnym śmiechem. James wiedział, że to będą jego najwspanialsze wakacje w życiu.

__________________________________________________

I jak Wam się podoba rozdział pierwszy? Komentujcie! Zapraszam także na mojego drugiego bloga, tam pojawił się wczoraj rozdział piąty :)





             


  

Obserwatorzy